środa, 25 listopada 2015

Rozdział drugi

~~~···~~~


~~~···~~~

      Francescę obudziły promienie słoneczne wpadające przez niewielkie okno. Otworzyła niechętnie oczy i spojrzała na zegarek. Dzięki wczesnej godzinie na jej twarzy zawitał uśmiech. Przypomniała sobie czasy, gdy razem z mamą wcześnie rano wychodziły na spacery. Ona zmarła kilkanaście lat temu. Dziewczyna mieszka teraz z bardzo surową macochą Priscillą oraz dwoma przyrodnimi siostrami- Gery i Larą. Jej ojciec wyjechał za granicę, aby utrzymać rodzinę. Od tamtej pory to Fran zajmuje się domem. Pierze, gotuje i sprząta. Pomaga także ogrodnikowi i gosposi, która przychodzi do ich domu jedynie w weekendy. Dziewczyna nigdy nie miała przyjaciół. No może oprócz swojego byłego chłopaka Federico, ale to już przeszłość i nie warto do tego wracać.

Francesca ściągnęła z siebie koc i udała się do łazienki. Zdjęła ubranie i od razu weszła pod prysznic. Ciepła woda oplatała jego ciało. Po wyjściu dokładnie wytarła się ręcznikiem i ubrała na siebie ubranie. Spojrzała w lustro. Jej twarz niewyraźnie odbijała się w przedmiocie. Związała swoje ciemne włosy i wyszła z pomieszczenia.

Podeszła do okna i zobaczyła kilku ludzi, którzy wybrali się na poranny spacer. Wśród nich dostrzegła kobietę z siedmioletnim dzieckiem. Szli jakby cały świat był niczym. Byli szczęśliwi. Nagle kobieta spojrzała na okno i pomachała niej. Zdziwiła się i przetarła oczy ręką. Spojrzała jeszcze raz. Kobiety już nie było. Znikła. Czy była to jej wyobraźnia? Czy to na prawdę się zdarzyło?
Odeszła od okna i spojrzała na fotografię leżącą na jego biurku. Wzięła ją do ręki, po czym uroniła łzę.

- Tęsknię mamo - powiedziała odkładając fotografię. Otworzyła drzwi i udała się po schodach do kuchni, gdzie czekała na nią Priscilla.

– Spóźniłaś się - stwierdziła obojętnie, po czym usiadła przy stole obok swoich córek.

– Przepraszam. Nie myślałam, że dziś tak wcześnie wstaniecie – odpowiedziała Fran i skierowała się w stronę kuchni, gdzie szybko przyrządziła śniadanie. Po kilku minutach podała je rodzinie.

– Na ten weekend Francesco wybieramy się do SPA wraz z dziewczynkami, więc nie prosimy gosposi ani ogrodnika o przybycie. Zostawiam Cię samą w domu! Obym tego nie pożałowała - powiedziała macocha i zaczęła jeść.

– Dobrze Matko. Obiecuję, że nie zdemoluję domu – przyrzekła po czym wróciła do kuchni. W końcu los się do niej uśmiechnął.

~~~···~~~

Diego wszedł do wielkiego domu i od razu udał się w stronę swojego pokoju. Nie oglądał się za siebie. Chciał znaleźć się tam jak najszybciej. Już był kilka kroków od celu, gdy na drodze stanął mu ojczym.

- Diego! W końcu cię znalazłem. Mamy kilka spraw do omówienia. Bądź za kilka minut w salonie. Ubierz się jakoś bardziej stosownie! - nakazał i odszedł. Widać było, że się spieszy. Chłopak przytaknął i wszedł do pokoju gdzie szybko ubrał swój mundur. 
Trudno było mu okłamywać przyjaciół, ale to była decyzja jego ojczyma, którego zdanie szanuje jak słowa świętego. Kocha go jak własnego ojca, a on traktuje go jak syna, choć nie łączą ich więzy krwi. Kiedyś na pewno będzie mógł powiedzieć im prawdę, choć wie, że zrani ich uczucia. Musi zachować to w tajemnicy.
Po kilku minutach ktoś zapukał do jego drzwi.

- Diego. Twój Ojciec już czeka - powiedział jego kuzyn Maxi, który mieszka z nim od dwóch lat. 

Przeprowadził się tu ze względu na bezpieczeństwo. Jego ojciec jest królem jednego z małych państw, położonych na wyspach Oceanu Spokojnego. Gdy wybuchła wojna postanowili ukryć go u swojego kuzyna, który został wygnany z swojego państwa przez zbuntowaną ludność. On nie może tam wrócić. Miejsce króla ma zastąpić jego syn, gdy tylko ukończy osiemnaście lat.

Diego wiedział, że musi wstąpić na tron i wtedy przyznać się do swojego prawdziwego oblicza przyjaciołom, lecz bał się ich reakcji. Bał się prawdy.

Szybko wyszedł z pokoju i razem z Maxim udali się w stronę sali narad.
Gdy przed nimi otworzyły się wielkie drzwi, nagle wszyscy znajdujący się w sali zaczęli kłaniać się i uśmiechać serdecznie do chłopaka.
- Książę Diego. Miło mi Cię poznać. Jestem  Janicto La Fontaine - odrzekł niski mężczyzna o siwych włosach. Po ubraniu stwierdził, że jest to generał. Nie pomylił się.

- Wzajemnie generale. Ojcze dlaczego zaprosiłeś nas na to spotkanie? - spytał stając przy stole naprzeciwko ojczyma

- Stwierdziłem, że powinieneś wiedzieć co dzieje się w królestwie. Tym bardziej, że już za trzy lata będziesz nim władał. Zaczynajmy! - odpowiedział spokojnie i rozpoczął obrady.

~~~···~~~
poniedziałek, 23 listopada 2015

Rodział pierwszy


~~~•••~~~



~~~•••~~~

- Jeśli tak bardzo go kochasz to dlaczego mu tego nie powiesz?-spytał Diego stając obok Violetty, która właśnie rozmawiała z swoją najlepszą przyjaciółką Camilą.
- Diego? Czy ty zawsze musisz nas podsłuchiwać?- spytała. A on kiwnął głową potwierdzając jej słowa.
- No to może przestaniesz?
- Eee tam... to jest fajne - uśmiechnął się do dziewczyn.
- Dobra to teraz będziemy rozmawiać o tobie, Ok? -powiedziała Camila i rzuciła chytre spojrzenie. Chłopak przestraszył się trochę i uśmiechnął się, udając że wszystko jest w porządku.
-Vilu... pamiętasz jak rok temu Diego przyszedł do szkoły?

-Tak pamiętam... Wtedy byłam jeszcze z Leonem, a ten pajac przebrał się za serce z napisem Leonetta. Cała klasa się śmiała. Oprócz jego przyjaciela Marco.

- A no tak... a gdzie teraz jest ten Marco?

- Wyjechał... szkoda chłopaka - powiedziała Violetta i zaśmiała się. Kochała zwodzić Diego i śmiać się z jego dziwnych zachowań, szczególnie z tych gdy byli młodsi.

-Wiesz... Ale na prawdę się pytam. Dlaczego mu tego nie powiesz?- chłopak nie dawał za wygraną. Był najlepszym przyjacielem Violetty i chciał dla niej jak najlepiej, nawet jeśli miałby wyjechać. Jednak czuł do niej coś więcej-Miłość, która w każdej chwili stawała się silniejsza.

- Nie mogę! Leon ma dziewczynę! Zapomnieliście... nie ma nas, bo ktoś już zajął moje miejsce!- powiedziała prawie płacząc. Nagle do sali wszedł On. Usiadł na krześle i zaczął rozmawiać z swoim przyjacielem-Andresem. Szesnastolatka patrzyła na chłopaka. Chciała być z nim, czuć tą magiczną więź, która kiedyś ich łączyła. Z oczu spłynęła jej łza. Diego otarł ją i pocałował w policzek. Dziewczyna uśmiechnęła się i przytuliła do chłopaka. Usiedli na  krzesłach i czekali aż na salę wkroczy nauczyciel. To był ich pierwszy dzień w nowej szkole- Studiu 21. Zawsze marzyli by zostać kimś sławnym. Chcieli swoją pracę połączyć z muzyką, a ta szkoła była strzałem w dziesiątkę.

~~~•••~~~

-Andres. Ja jej nie kocham. Nie rozumiesz? Zraniła mnie a ja ją. Nie mamy o czym rozmawiać...- powiedział młody chłopak rozglądając się po sali.

-Taa... to po co mówiłeś że wyjeżdżasz? A jednak zostałeś... to nie twoja wina że twoi rodzice się nagle rozmyślili! Człowieku ty ją kochasz! Ja to wiem...Kochasz ją jak ja kocham Camilę...- Andres wskazał dziewczynę siedzącą obok Violetty.

-Ty i Camila?! Udajmy że nie słyszałem...ok?

- Yhmm... Ale jej nie mów?!


- Czego mam nie mówić? - spytał ironicznie i zaczęli się śmiać.



niedziela, 22 listopada 2015

Prologue

~~~~~~

-Idźcie sobie!-krzyknęła stojąc na wysokim klifie- Ja muszę to zrobić! -dodała i zrobiła krok w przód. Nikomu nie udało się zmienić jej planów. Spadanie trwało dla niej wieczność. Czuła ulgę, ból, lęk i szczęście. Rozłożyła ręce, jakby chciała odlecieć daleko stąd, lecz upadła i uderzyła ciałem w skały. Morze zaczęło obijać falami o brzeg, a ona unosiła się na jego powierzchni. Zawsze kochała morze i cieszyła się że nareszcie stanowi z nim jedność...

~~~•••~~~
-Wiesz co? Może pójdziemy na spacer?- spytał swoją córeczkę, a ona pokiwała głową -Dobra, to idź do pokoju i się przebierz, a ja zadzwonię do mamusi.- Mała pobiegła do pokoju, a mężczyzna wziął do ręki telefon i zaczął wykręcać numer do swej żony. Dzwonił raz, dwa, trzy razy, lecz za każdym razem słyszał tylko szum. Rozłączył się. Czuł że coś jest nie tak. Nagle usłyszał dźwięk komórki. "''Może to ona?''"-pomyślał i odebrał.
-*Pańska żona popełniła samobójstwo... Bardzo mi przykro...-*odezwał się głos z słuchawki. Mężczyzna powiedział to obojętnie jakby "ćwiczył" to zdanie przez wiele lat. Dla niego może to była tyko cześć pracy, ale dla słuchacza był to cios w serce.
Usiadł na krześle, po czym wstał i jednym ruchem rozbił na małe kawałeczki swoją komórkę, rzucając nią o ścianę. Po jego policzkach spływały łzy-"Dlaczego to zrobiła?"-zastanawiał się. Nic nie rozumiał. Był zły na nią i na siebie. Nagle do pokoju weszła mała 5 letnia dziewczynka. Słyszała całą rozmowę, a raczej monolog.
-Tato, to znaczy że gdzie teraz jest mama?
- Mama jest tam- wskazał na niebo i przytulił dziewczynkę.

~~~•••~~~
Minęło kilka dni od pogrzebu. Nie chciał widzieć jej rzeczy,a szczególnie pianina, na którym kiedyś grała jego żona. Postanowił wyjechać. Spakował najważniejsze rzeczy i razem z córką wyruszył na lotnisko.

~~~•••~~~

Witajcie :* Wróciłam z nowym opowiadaniem :) 
W końcu stwierdziłam, że zamiast robić 10000 opowiadań zrobię jedno i w nim umieszczę moje stare/ nowe i inne pomysły. Prolog zaczerpnęłam z mojego starego bloga, ale większość błędów poprawiłam i uzupełniłam o dodatkowe opisy. Myślę, że tym razem was nie porzucę. Przepraszam was za ten rok nieobecności. Spróbuję wam to zrekompensować :)

Obserwatorzy

Layout by Yassmine